Zrobiło sie ciepło, a nawet bardzo ciepło i ziemia ruszyła. To wszystko co od jesieni nagromadziło się w pączkach teraz wybucha żywą zielenią. Lub kwieciem. Jak widać na powyższym obrazku, jako pierwsza obnaża swe wdzięki moja forsycja. A na chodniczku jeszcze fiołeczek zakwitł taki dziki:
Gdy się przyjrzeć z bliska (najlepiej na kolanach) spod kory wyłażą odrosty od uśpionych zimą korzeni. Oto mój orlik navy white:

No i jeszcze rozchodnik:
Łubin:
Pan floks wiechowaty:
Maleńki krzaczek tawuły, posadzony rok temu, takie cuś znalazłam pod korą:
A w moim kąciku leśnym budzi się do życia kopytnik. W tamtym roku początkowo posadziałam go w bardzo suchym i cienistym miejscu i zmarniał. Ale potem trafił do wilgotnego leśnego zakątka i widzę, że przeżył:
Szaleństwo liliowców:
I tulipany:
I młodziutkie panie piwonie w nieco niejednoznacznej odsłonie:
Tymczasem czosnki daja czadu! Chyba się sprawdzi moja wizualizacja, właśnie między nimi wyłażą powyższe piwonie.
Daje czadu też hortensja ogrodowa, wygląda, że przetrwała zimę: (byle do 15 maja!)
A oto pozimowa skimia:
Przycięta budleja ma już zawiązki tegorocznych pędów: